5 zapachów mojego dzieciństwa, czyli co nos pamięta?

Czy miałeś kiedyś taki moment w życiu, gdy poczułeś jakiś zapach i automatycznie Twoje myśli powędrowały ku dzieciństwu? No właśnie… Chyba każdy z nas tak miewa. Ostatnio akurat w takiej sytuacji zrodził się w mojej głowie pomysł na wpis. Oto i on: pięć zapachów, które kojarzą mi się z moimi szczenięcymi latami!

Świeżo skoszona trawa

Zacznę od tego aromatu, bo to właśnie on zainspirował mnie do napisania tekstu. Otóż siedzę sobie w domu jak to freelancer, pracuję, a panowie na osiedlu koszą. I w pewnym momencie do mych nozdrzy dociera ten właśnie piękny zapach… A w głowie natychmiast pojawia się obraz mnie, biegającej po trawniku na działce. W ten sposób, w wyobraźni, choć na chwilę mogłam uciec od dużego miasta. I kto by pomyślał, że huczące za oknem maszyny do koszenia mogą wywołać taką nostalgię!

Zapach maminych sznycelków

Jedna z moich ulubionych potraw dzieciństwa. Do dziś akceptuję tylko tę formę mielonego mięsa – wyłącznie w postaci przygotowanych przez mamę sznycli. Nie jem żadnych innych. W restauracji mielone po prostu mi nie smakuje. Jednak mama wiedziała, co dobre. Wiedziała, jakie mięso wybrać, żeby nie było żylaste. Dokładnie usuwała wszelkie farfocle typu chrząstki, włókna i inne rzeczy, których latorośl nie cierpiała. Wychodziło z tego kulinarne arcydzieło! A ten aromat, gdy mama je smażyła… Człowiek od razu stawał się głodny!

Suszące się grzyby

I tutaj sprawa jest o tyle ciekawa, że… nie lubię grzybów. No, może poza pieczarkami. Inne – absolutnie nie. Znaczy, uwielbiałam za dzieciaka zbierać je w lesie, ale nie jeść. Zapach grzybów także mnie nie urzekał. Jednak gdy po jesiennym grzybobraniu suszyły się w piekarniku i weszło się do kuchni, to było w niej ciepło i przytulnie, a aromat wypełniał cały dom. Wtedy jakoś tak się czuło, że nadchodzi powoli zima, że zbliżają się wyczekiwane święta… A tuż przed świętami też pachniało w domu grzybami. Koniec końców, teoretycznie nielubiana woń jednak potrafi przywołać miłe skojarzenia! 🙂

Woda w naturalnym zbiorniku

Od zawsze uwielbiałam przebywać nad wodą. Pobyt nad jeziorem albo nad morzem był dla mnie synonimem udanych wakacji. Zdecydowanie nie jestem miłośniczką długich, górskich wędrówek. Dlatego też dziś, gdy czuję woń jeziora, odczuwam sentyment do wyjazdów z czasów dziecięcych. Do tych chwil, kiedy to czekało się tygodniami na wymarzony wyjazd. Gdy dzień wcześniej z ekscytacji nie mogło się zasnąć. Gdy chciało się spakować jak najwięcej do małego plecaczka… Popularna jest chyba opinia, że woda z jeziora czy z morza śmierdzi mułem i wodorostami. Dla mnie jednak jest to piękny zapach, którym lubię się upajać i o którym przypominam sobie w deszczowe, bure i jesienne dni.

… Świeże paliwo

Na koniec zostawiłam woń, która również dla sporej liczby osób nie jest przyjemna. Pamiętam, że rodzice zawsze się dziwili, jakim cudem lubię ten zapach. A ja uwielbiałam moment wchodzenia do garażu, gdy auto stało tam od już dłuższego czasu. Czuć było ten charakterystyczny aromat benzyny. Z tego względu lubiłam także tankowanie samochodu. Dlaczego? Doprawdy nie wiem. Dziś chyba już mnie ten zapach nie urzeka. Oczywiście spaliny zawsze mi śmierdziały, ale samo paliwo – już nie. No cóż, gusta są różne – jak widać, z latami bywają też zmienne.

To fascynujące, jak działa ludzki mózg. Zaskakujące jest to, jak potrafi sobie kojarzyć fakty, łączyć różne doznania zmysłowe i potem je przetwarzać. Wystarczy poczuć jakiś charakterystyczny aromat, a obrazy same przywołują się z pamięci… A jakie są zapachy Twojego dzieciństwa? Które z nich nadal lubisz, a przy czym Twój nos jednak zmienił zdanie? 🙂

Back to Top