Od bardzo wielu lat ważnym elementem mojego życia jest pisanie w dzienniku. Nie robię tego codziennie, ale regularnie zaglądam do niego i notuję, przelewając myśli na papier. Układam sobie w ten sposób różne rzeczy w głowie. Gdyby się tak zastanowić, prowadzenie dziennika pomaga mi na kilka sposobów. Sprawdź je – może Ty też odnajdziesz własny powód i zaczniesz pisać!
Ujmuję w słowa ważne momenty z życia
Czy masz czasem tak, że widzisz jakiś wycinek rzeczywistości – i chcesz go zatrzymać w sercu? Albo patrzysz na krajobraz i oczami „przycinasz” widok tak, jak wtedy, gdy patrzy się na ekran aparatu? Pisanie w dzienniku pozwala uchwycić takie chwile – ale za pomocą słów.
Fotografia zatrzymuje i utrwala obraz. Słowa „malują” ten obraz, a w dodatku uzupełniają go o towarzyszące samemu widokowi czy momentowi emocje i przeżycia. Może dzięki pisaniu nawet lepiej zapamiętam daną chwilę bądź to, co akurat widzę? Wiem też, że prędzej i chętniej wrócę do swoich odręcznych notatek niż do serii dziesiątek zdjęć.
Staję się uważna na to, co się dzieje – we mnie i na zewnątrz
Pisząc, uwzględniam detale, towarzyszące opisywanej przeze mnie sytuacji. Zyskuję większy wgląd zarówno w siebie, jak i w okoliczności zewnętrzne. Bez notowania zapewne wiele by mi umknęło. Oczywiście nie oznacza to, że non stop chodzę z dziennikiem pod pachą. Pisząc, poświęcam uwagę i czas temu, co dla mnie jest ważne, wartościowe czy rozwojowe. I dlatego często notuję:
- wnioski z głębszych rozmów z niektórymi osobami,
- luźniejsze przemyślenia, dotyczące istotnych wydarzeń w mym życiu,
- plany i marzenia,
- obawy lub wątpliwości.
Wszystko to pozwala mi też lepiej podejmować decyzje. I w mojej pracy copywritera, i w życiu osobistym. Dostrzegam więcej, zyskuję świeże spojrzenie, mogę stanąć niejako z boku – jako obserwator. A czasem nawet jako bezstronny narrator całej sytuacji. Co prowadzi do tego, że…
… porządkuję myśli i zyskuję wewnętrzny spokój
Dużo łatwiej racjonalnie myśleć i dokonywać wyborów bez tej całej gmatwaniny wątków w głowie. Bywały takie okresy w mym życiu, że odstawiałam na bok pisanie w dzienniku. I to nie był dobry pomysł. Wówczas czułam się, jakbym miała pod czaszką kilkanaście totalnie posplatanych ze sobą, barwnych motków włóczki. A wśród nich, na dokładkę – chomika w kołowrotku. I biedaczek usiłuje nie zaplątać sobie łapek i nie dać się owinąć w ten galimatias…
Pisząc, rozplątuję tę wątki. Nitka po nitce, oddzielam od siebie. Nawijam z powrotem na szpulkę lub zwijam w kłębuszek. Porządkuję kolorami. Pod kopułą przestaje się dymić. Zapanowuje ład. Znów jestem w stanie wytyczyć konkretne ścieżki myślowe. Potrafię spokojnie podejść do sytuacji i przestać się niepotrzebnie nakręcać czy stresować.
Pisanie w dzienniku pomaga mi praktykować wdzięczność
Na początku tego roku postanowiłam sobie, że regularnie będę wypisywała to, za co jestem wdzięczna. Planowałam każdego dnia notować przynajmniej trzy takie rzeczy. Cóż, plan nie do końca się powiódł. Przyznam, że nie praktykuję tego codziennie. Wiem natomiast, że jest to kolejny budujący nawyk, który watro wdrożyć. Na tę chwilę co jakiś czas zbieram w głowie to, co wzbudza we mnie wdzięczność i przelewam to na papier.
Zaobserwowałam ciekawą zależność. Na początku zdarzało się, że ciężko mi było coś znaleźć. Przywołanie trzech powodów do wdzięczności bywało kłopotliwe. Z czasem okazało się, że bez problemu je dostrzegam – i to niemal od razu, jak wezmę się za ich wynotowanie. A dziś, gdy siadam do zapisania tych rzeczy, jestem w stanie pisać i pisać… I potem okazuje się, że ostatnie kilka dni obfitowały w mniejsze i większe dobra. Dwie strony, gęsto zapisane, o czymś świadczą… Czy nagle w moim życiu zaczęło się dziać więcej dobra? A może właśnie stałam się bardziej uważna na to, co pięknego mi się przytrafia na co dzień i jak mnóstwo cudowności nieustannie dostaję od Wszechświata oraz bliskich mi ludzi? I jak wiele sama wypracowałam, za co też mogę być wdzięczna sobie.
Rozwijam umiejętność nazywania tego, co czuję
Kiedyś nie potrafiłam mówić o uczuciach. Trudno było mi ubrać w słowa to, co aktualnie przeżywam i co się we mnie dzieje. Nawet podstawowe rzeczy – radość, smutek, złość – ciężko mi było w sobie dostrzegać i nazywać. Mało tego, po latach okazało się, że złości nawet nie potrafiłam odczuwać. Miałam ją zakopaną pod warstwą silnego lęku.
Dziś dużo lepiej wiem, czym z czym mam do czynienia. Widzę sporą paletę uczuć, przeżyć i emocji. Bo to nie tylko te trzy wspomniane wyżej. To też entuzjazm, euforia, zadowolenie, szczęście. Wewnętrzny spokój, odprężenie. Ale i zwątpienie, niepewność, zdezorientowanie. Znudzenie. Zafrasowanie, przygnębienie, rozżalenie. Poirytowanie, wzburzenie, a może i czasem wściekłość. Frustracja, bezradność, zrezygnowanie… Można tak wymieniać i wymieniać. A ja lubię widzieć to, co we mnie aktualnie jest – bez oceniania, z akceptacją. I świadomością, że to stan, który jest nietrwały. Że ta emocja, myśl w głowie – to nie ja.
Pisanie w dzienniku to dla mnie przyjemność
Ostatnia rzecz, która być może w jakiś sposób jest kluczowa: prowadzenie dziennika sprawia mi po prostu niemałą frajdę. Uwielbiam:
- pisać ręcznie,
- przelewać myśli na kartkę,
- zapach niektórych tuszów w długopisach,
- niebieskie ślady na palcach, powstające w ferworze pisania. 😉
Kocham wertowanie zapisanych już stron. Zaglądanie do tego, co kiedyś tam naskrobałam. Wtedy mogę uśmiechnąć się do siebie sprzed tygodni, miesięcy czy lat… I zobaczyć zmianę w swoim myśleniu. Docenić siebie za pracę mentalną, jaką wykonałam. Otoczyć zrozumieniem i czułością siebie sprzed lat – gdy np. obwiniałam się, samobiczowałam czy nie lubiłam tego, jaka jestem. To piękny wgląd w osobistą podróż – w swój własny świat.
Powodów, dla których warto praktykować pisanie w dzienniku, jest zapewne więcej. Te tutaj wymienione są ważne z mojej perspektywy. A czy Ty także uskuteczniasz takie zapiski? Do czego Tobie przydaje się dziennik? Podziel się w komentarzu, a nuż zainspirujesz też innych Czytelników? 🙂