Na czym polega prawdziwe wsparcie? Oto moja perspektywa…

Tyle mówi się o wspieraniu: w kontekście relacji rodzinnych, przyjacielskich, związkowych. Wsparcie to coś, co jest nieodłącznym elementem dobrze funkcjonujących więzi. Tylko co to tak naprawdę oznacza? Wspierać można na wiele sposobów. A ludzie są różni i potrzebują różnych form takiego działania, i to zależnie od kontekstu. Tutaj podzielę się moimi spostrzeżeniami. Ciągle uczę się wspierać, chciałabym to robić jak najlepiej. A dziś mam skąd czerpać inspirację. Zainspirowana pewnymi sytuacjami, postanowiłam przygotować ten wpis. Sama planuję do niego często wracać, aby nie zapominać o pewnych rzeczach. Czym zatem jest wsparcie? Napiszę z perspektywy osoby, która ostatnimi czasy doświadczyła go sporo.

Po prostu bądź…

Wsparcie to… obecność. Poczucie, że druga osoba jest przy Tobie i wiesz, że możesz na nią liczyć. Sama obecność już często wystarcza, by czuć się lepiej, nie odczuwać osamotnienia. Obecność fizyczna, jeśli to możliwe lub duchowa i psychiczna, gdy odległość lub inne okoliczności nie pozwalają na spotkanie.

To przytulenie i bezpieczeństwo, które można odczuć, gdy druga osoba wspiera. To świadomość, że nie jest się samą/samym na tym świecie, gdy on się dla Ciebie rozpada na kawałki. To moment, gdy czujesz, jak gdyby ktoś delikatnie ujmował w dłonie części Twojej pokaleczonej duszy i składał je z powrotem w całość. Gdy wiesz, że ta osoba nie ucieknie, zobaczywszy, jaki bajzel jest w Tobie – i sama z siebie pomaga Ci go uprzątnąć.

Wsparcie emocjonalne a WWO

Doceniam, gdy ktoś, kto sam jest wysoko wrażliwy, decyduje się mnie wspierać. To niesamowite, że osoba, która sama ma na swoich barkach spory ciężar – podejmuje to ryzyko i zagląda w mój wewnętrzny armagedon. Szczerze mówiąc, to nawet ciężko wyrazić słowami wdzięczność za taki ogrom dobra, delikatności. Sama, jako WWO, chcę się tego nauczyć. Jak wielkie jest serce, które potrafi pomieścić w sobie troski kogoś innego, gdy samo jest nadwerężone i poranione? Jak piękne jest to, że spotykasz kogoś, kto niejedno przeżył – a mimo to ma serce pełne miłości, czułości, otwarte na dawanie i przyjmowanie.

Czasami czuję, że sama jestem niewystarczająco wspierająca. Jest mi z tym źle. Ale jednocześnie wiem, że nie tędy droga, żeby się obwiniać. Najlepsze co mogę zrobić, to uczyć się od tych, którzy mają niezwykły dar do wspierania i dawania obecności niezależnie od okoliczności. Dobrze, że jest od kogo czerpać naukę. Dziękuję za to, jestem dozgonnie wdzięczna za takie osoby. Za to, że Wszechświat postawił je na mojej drodze i wiedział, kiedy to zrobić.

Mówić czy nie mówić?

Słowa mają moc, to z pewnością. Czy jednak są niezbędne, gdy właściwie wystarczy uścisk, potrzymanie za rękę czy po prostu siedzenie obok w milczeniu? Niezbędne może nie, ale gdy już popłyną te właściwe – cudownie jest je usłyszeć. To, że jest się wystarczającą. Że to, co się robi, jest potrzebne i ważne. Że jestem akceptowana taka, jaka jestem. Że jestem bezpieczna i nie muszę się już bać. Że mogę w każdej chwili się odezwać i nie zostanę odrzucona. Słowa, które koją ból i demaskują; burzą fasady, fortyfikacje i mury. Które sprawiają, że serce staje się strefą zdemilitaryzowaną – a nie naszpikowaną bagnetami, z działami obronnymi i zasiekami z drutu kolczastego. Słowa, które usuwają chwasty cierpienia, beznadziei i żalu, a zasiewają nadzieję, miłość i odbudowują wiarę w siebie…

Dziękuję temu, kto uczy mnie takiego wspierania. Kto sam swoją postawą pokazuje mi, jak to robić. Mam ogromny szacunek dla osoby, która nie boi się sztormu, fal i całej tej warstwy szlamu czy błota, wylewających się w niektórych momentach z mojego wnętrza. Taka odwaga, wytrwałość i cierpliwość to coś, czego z całego serca chciałabym się nauczyć – żeby też coraz lepiej wspierać. Przepraszam, jeśli jeszcze tego nie umiem i czasem zawalam na całej linii (a wiem, że tak pewnie jest). Obiecuję poprawę.

Dziękuję wyjątkowej Osobie, która zainspirowała mnie do tych przemyśleń. Jesteś cudem!

Back to Top