Czymże tak naprawdę jest stabilizacja? Dla jednych – to zbudowany własnymi rękami, wymarzony dom za miastem. Dla innych – tradycyjna rodzina, której członkiem będzie także pies czy kot. Dla jeszcze innych – określona praca i pewność, że robi się to, co się naprawdę kocha. A co to pojęcie oznacza dla mnie? I jak szerokie tak naprawdę jest? O tym dzisiaj!
O czym przeczytasz w tym wpisie?
Stabilizacja, czyli co?
Na początek popatrzmy na słownikową definicję. Cytując “Słownik języka polskiego PWN“:
stabilizacja
1. «stan trwałości i równowagi w przebiegu jakichś procesów, w jakiejś dziedzinie życia lub w czyimś życiu»2. «przywrócenie równowagi w gospodarce»
Na zewnątrz czy… w środku?
- znaleźć hobby, któremu będziesz się ochoczo poświęcać w wolnych chwilach,
- wykonać badania profilaktyczne, które tak odkładasz i w razie potrzeby – unormować to czy tamto w organizmie,
- popracować nad relacją, która kuleje: porozmawiać szczerze z przyjaciółką, kumplem, mamą czy żoną,
- wsłuchać się w siebie i sprawdzić, czy aby na pewno robisz w życiu to, czego w głębi serca pragniesz,
- zatrzymać się w biegu – zwłaszcza gdy czujesz chroniczne przemęczenie i stres (warto po prostu odpocząć, ustabilizować sen czy zadbać o zdrowsze odżywianie),
- znaleźć swoje miejsce na ziemi i tam się przeprowadzić.
To oczywiście tylko kilka propozycji. Być może “stabilizacja” oznacza jeszcze coś innego. Czym ona jest według Ciebie? Podziel się, pisząc komentarz – chętnie się dowiem. Może zainspirujesz w ten sposób też innych Czytelników? 🙂
Czym dla mnie jest stabilizacja?
Mówi się czasem, że w życiu pewne są tylko… podatki i zmiany. I to, że kiedyś umrzemy. Zastanawiałam się zatem: czy warto w takim razie dążyć do stabilizacji? A jeśli tak – to do czego tak konkretnie? Osobiście nie potrzebuję czegoś takiego jak “stabilna praca” – zwłaszcza na etacie. Jestem copywriterem, pracuję zdalnie i dobrze mi z tym. Do tego dążyłam. Nie widzę się na tak zwanej “ciepłej posadce” w korporacji ani w żadnej większej firmie. Nie zależało mi też nigdy na tym, aby szukać jednego, stałego miejsca na tej planecie, gdzie mieszkałabym przed kolejne ileś lat. Dom? Mieszkanie na lata? Niekoniecznie.
Myślałam, myślałam… I doszłam do wniosku, że stabilizacja w moim przypadku to:
- poczucie, że jestem we właściwym miejscu, o właściwym czasie, w odpowiednim momencie życia,
- działanie w zgodzie ze sobą: ze swoją intuicją; podążanie za głosem serca – a niekoniecznie słuchanie innych dookoła i ich pomysłów na mnie i na moje życie,
- wewnętrzny spokój i poczucie bezpieczeństwa, co w sumie wynika z dwóch poprzednich podpunktów,
- umiejętność wglądu w swoje emocje i zrozumienie tego, co chcą mi one przekazać,
- świadomość, że ma się obok osoby, na których można polegać, niezależnie od wszystkiego,
- zdrowie, czyli unormowana gospodarka hormonalna, dobre samopoczucie i zadowolenie z życia.
Marzenie? Cóż, nie będę ukrywać, że jeszcze nie osiągnęłam tego w pełni. Jednak dążenie do tego wszystkiego to proces, który może być bardzo rozwojowy i ubogacający. A niekiedy też trudny i wymagający. Wierzę, że za jakiś czas będę mogła powiedzieć: “Osiągnęłam stabilizację”. Tę, o którą mi chodziło. Taką, na jakiej mi zależało. Moją, własną, a nie narzuconą przez społeczeństwo. 🙂