Ten wpis jest nieco inny. To swego rodzaju eksperyment. Postanowiłam w nim zamieścić swój wiersz, który powstał jakiś czas temu.
Zwykle z wierszami mam tak, że odkładam je do szuflady, a po jakimś czasie do nich wracam. Biorę wtedy taki wiersz, czytam, i… Tu jest kilka możliwości:
- stwierdzam, że jest do kitu (Jak ja w ogóle mogłam coś takiego napisać?!),
- uznaję, że w sumie niczego sobie, nieźle mi to wyszło (Jestem poetką, polejcie wina!),
- nanoszę większe poprawki, zmieniam niektóre słowa, poprawiam rytmikę (Oszlifuję ten diament, aż będzie lśnił!).
To „dzieło” akurat wpasowało się w drugą opcję. Poprawki, które naniosłam, są naprawdę kosmetyczne (interpunkcja). Słowa zostały tak, jak były, rytmika i rymy tak samo. Oto ten wiersz:
Natchnienie
Natchnienie jest jak wiatr:
leci w daleki świat.
Leci do pewnego człowieka,
a ten człowiek
na natchnienie czeka.
I zaczyna pisać:
o zielonych górach,
o ogromnych rzekach,
o błękitnych chmurach,
o gwiazdce z daleka.
I w ten oto sposób
takiemu poecie,
przydaje się natchnienie
na tym świecie.
Krótki wiersz o… wierszowaniu. A do Ciebie, drogi Czytelniku, mam pytanie!
Myślę, że to może być wiersz nastolatki. Uwielbiam wracać do swojej szuflady i doszukiwać się coraz to nowego sensu w starych wierszach. A właśnie te pierwsze darzę szczególnym sentymentem. Pozdrawiam serdecznie!
Oj tak, wracanie do kiedyś napisanych wierszy i opowiadań to sentymentalna podróż w przeszłość… Aż się gęba sama uśmiecha, jak się czyta swoje ówczesne wypociny. Podobnie z pamiętnikami z młodzieńczych lat. A odpowiedź na pytanie jest właściwie poprawna – dokładniej był to początek mej nastoletniej drogi (jakieś 11 lat mogłam mieć). Pozdrawiam cieplutko! 🙂