W Krakowie w zeszłą sobotę, 3 marca, odbyło się IV Dyktando Krakowskie. Tradycyjnie miało to miejsce w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podobnie, jak w trzech poprzednich edycjach, i w tej miałam przyjemność wraz z mym Mężem uczestniczyć. Zdecydowanie było warto. 🙂
O czym przeczytasz w tym wpisie?
Świetne przygotowanie wydarzenia
Trzeba przyznać, że z roku na rok organizacja jest na coraz lepszym poziomie. Rejestracja przebiega bez problemów, gdyż przygotowanych jest sporo stanowisk. Są one dobrze oznaczone, więc od razu wiadomo, gdzie podejść, gdy ma się nazwisko zaczynające się na daną literę. Uczestnicy dostają pakieciki z notesem i długopisem, a także wodę mineralną i wyjątkowego obwarzanka. Czemu wyjątkowego? Raz, że jest to typowo krakowski obwarzanek, a dwa – można by o nim rzec „óbwarzanek”, gdyż w zasadzie wygląda jak litera „ó” – z takim ogonkiem. 😉 Tym razem konkurs podzielono na dwie kategorie wiekowe – młodzież do 15. roku życia pisała w osobnej sali inny tekst. Samo dyktando poszło sprawnie, równie sprawnie prace zostały zebrane przez wolontariuszy. Ogłoszenie zwycięzców (w obydwu grupach uczestników) nieznacznie się opóźniło, ale nie było to spore przesunięcie.
Ten dreszczyk emocji…
Podczas tej imprezy najbardziej lubię moment, gdy dyktando jest czytane po raz pierwszy. Oczy wtedy rozszerzają się jak spodki, szczęka opada, a w głowie pojawia się chwilami paniczne „że co?!”. Człowiek zdaje sobie sprawę, że jednak jest hardkorem, stając w szranki w takich zmaganiach. Zresztą, odwagę uczestników kilkukrotnie podkreślali członkowie jury, wygłaszając parę słów na powitanie i dodając nam otuchy. Cóż – fakt faktem, że niektóre ze słów po raz pierwszy w życiu usłyszałam właśnie na takich dyktandach. Przykładowo, dotychczas nie miałam pojęcia, co to jest „nachur”. No, ale dość spojlerów, bo a nuż ktoś będzie chciał zmierzyć się z tekstem? Wciąż jest taka możliwość, gdyż organizatorzy zadbali o relację z tego wydarzenia. Obecnie można znaleźć ją na YouTube.
Dyktando a wydarzenia towarzyszące
W tym roku dla uczestników zostały przygotowane dodatkowe atrakcje, można bowiem było wziąć udział w zwiedzaniu Muzeum UJ lub Biblioteki Jagiellońskiej. Tutaj, ze zrozumiałych względów (limit miejsc), obowiązywała wcześniejsza, dodatkowa rejestracja mailowa. Wraz z Mężem wybraliśmy drugą opcję, co okazało się świetną decyzją. Nie na co dzień ma się w końcu okazję pospacerować po bibliotecznych magazynach, zobaczyć tak bogate księgozbiory i egzemplarze sprzed ponad stu lat czy poczuć zapach wspaniałych katalogów… Panie, które nas oprowadzały, podzieliły się wieloma ciekawostkami na temat tego, jak wygląda praca bibliotekarza i jak pracować ze starymi dokumentami. Zdecydowanie warto było posłuchać i zobaczyć! Poza zwiedzaniem chętni mogli również wysłuchać odbywającej się w miejscu dyktanda, ciekawej prelekcji o Ani Shirley – bohaterce serii książek autorstwa Lucy Maud Montgomery.
„A co to znaczy?”
Jak już wspomniałam, na dyktandach takich pojawiają się słowa, których w mowie codziennej raczej się nie uświadczy. Trudno potem nie sprawdzić ich znaczenia, kiedy pierwszy raz się je zapisywało, nie mając do końca pojęcia, jak to zrobić… Ponadto zawsze można się spodziewać ciekawych nazw miejscowości, o których może mało kto wcześniej słyszał… Oczywiście nazw, najeżonych pułapkami językowymi! Aż korci, żeby po powrocie do domu sięgnąć do atlasu czy wpisać nazwę w wyszukiwarkę i sprawdzić, gdzież taka miejscowość się znajduje. Nie można też nie zwrócić uwagi na wyrazy obcego pochodzenia, które również się przewijają w tego typu konkursach. Czy słusznie? Kwestia dyskusyjna. Jedni mówią, że to dyktando z polskiego, więc po co to. Inni dowodzą, że przecież nasz język ma sporo zapożyczeń. Ocenę słuszności i sensowności umieszczania tychże słów w dyktandach pozostawię Wam.
Tegoroczne dyktando a poprzednie edycje
Poza nowością, jaką było wprowadzenie dwóch kategorii wiekowych, zmieniło się coś jeszcze. Niestety, w tym roku nie było już z nami Pana Profesora Walerego Pisarka. Ten wybitny człowiek, którego zawsze darzyłam sporym szacunkiem, zmarł w zeszłym roku. Nie dane nam już było usłyszeć mądrych i pełnych otuchy słów Profesora… To właśnie jemu autorka konkursowego tekstu, Prof. dr hab. Mirosława Mycawka zadedykowała tegoroczne dyktando. Wzruszający był moment, w którym wspominano jego postać.
Jeśli chodzi o samą treść dyktanda – w mojej ocenie było ono trudniejsze niż zeszłoroczne. Patrząc jednak później na oficjalnie udostępnioną w sieci treść, mogę powiedzieć, że jestem z siebie zadowolona. Nie wiem jeszcze, ile popełniłam błędów ani jak uplasowałam się w rankingu – poczekamy, zobaczymy. Tak czy inaczej, warto było po raz kolejny być częścią tej wspaniałej inicjatywy, skierowanej do miłośników naszej mowy ojczystej.
Tegoroczne dyktando za nami, następne edycje – mam nadzieję – przed nami. Wielki ukłon należy się organizatorom i wolontariuszom, którzy co roku aktywnie dbają o to, aby wszystko przebiegało, jak należy. Atmosfera podczas tego przedsięwzięcia zawsze jest świetna, więc niezależnie od wyniku – na pewno nie zrezygnuję z uczestnictwa w następnych takich wydarzeniach. Pozostaje powiedzieć: do zobaczenia za rok!
PS. Chciałbyś/chciałabyś sprawdzić się w kolejnej edycji lub w jakimś innym dyktandzie? Zajrzyj zatem do wpisu, w którym podpowiadam, w jaki sposób przygotować się do trudnego dyktanda. Mam nadzieję, że zawarte tam wskazówki okażą się choć troszkę pomocne!